- Dark, mam chyba ostatni pomysł, gdzie mogła by z nimi pójść. Basen Ker.- Ruszyłem z miejsca wyrywając tym spory kawałek trawnika. Gdy dobiegłem, zobaczyłem tyko łabędzia.
- KER! Gdzie jest Afrodyta!?- krzyknąłem
- I nasze dzieci...- powiedziała zalana łzami Dark. Okropny widok, lecz nie mogłem jej pomóc.
- Afrodyta..? Słyszałam że poszła was szukać do lasu- odparła spokojnie. Ostro zdenerwowany spojrzałem na Dark, w której oczach zabłysła iskierka nadziei. Lecz jest mały problem. W lesie są kłusownicy. Mimo to pobiegłem w stronę zagajnika. Nikogo nie było. Dark wołała dzieci. Lecz nie było żadnego odzewu. Opadłem z sił. Położyłem głowę na ziemi. Dark cały czas spoglądała z nadzieją w las, jednak moja cała nadzieja spłynęła z wodą.
- Życie nie ma sensu gdy straci się kogoś naprawdę bliskiego... Teraz rozumiem Darkness... I... Do tego wszystko to przeze mnie...- kaszlnąłem i położyłem się na boku. Wtedy zobaczyłem ślady krwi na ziemi. To było dla mnie zbyt wiele...
<Dark? Nieco dramatyzmu...>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz