Gdy zauważyłem, że Castiel czmychnął, załamałem się.
- Ja, odpowiedzialny..? Phi!- wpadłem w furię. Jedyne o czym myślałem to... ucieczka od problemu. Zakończenie życia w niepewności i kłamstwie. I w tym momencie przestałem nad sobą panować. Wybiłem się z tylnych nóg i z całym impetem wbiegłem w zamknięte drewno. Drzwi rozleciały się, a ja dalej biegłem na oślep.
~
Gdy ochłonąłem, zobaczyłem klacz na przeciwnym brzegu jeziora. Ta spojrzała na mnie i zaczęła... kłusować po tafli jeziora. Z każdym centymetrem robiła się bardziej czerwona. Mnie zamurowało.
- Infinity... Tęskniłam!- krzyknęła przytulając się do mnie. A ja dalej stałem w bezruchu. Nagle za nią pojawił się młody koń.
- Tata..?
- NIE! Ja ja oszalałem!
- Kochanie, uspokój się! Chodźmy w ustronne miejsce, pomogę ci się odprężyć!..- mrugnęła.
- Nie jestem INFINITY! Jestem jego bratem!- obróciłem się i pobiegłem znów przed siebie.
- SALVIE!- krzyknąłem. - Kumplu, ratuj!
Nie było odzewu.
~
Nagle stanąłem w miejscu.
- Infinity ma rodzinę..? Przecież Grease i Phoen nie żyją od dawna...- podniosłem głowę.- Czyli to były duchy..? Ale... Ona mnie dotknęła. Ja to poczułem... - Otworzyłem szerzej oczy. Nigdy bym nie pomyślał, że duchy mogą dotykać. - Nie wie...- poczułem ból w okolicy "tyłu". Oczy mi się zamgliły. Zrobiło mi się zimno i mokro.
~
Gdy świadomość mi wróciła do normy, otworzyłem oczy. Byłem w wodzie, ale mogłem oddychać. Byłem przywiązany do jakiegoś konaru. A wkoło mnie pływały koniki morskie. Nagle moim oczom okazała się klacz z ogonem delfina. Miała dziwny wyraz twarzy... Jakby planowała... coś złego.
< Dark or Castellar, nudzi mi się xD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz